czwartek, 13 października 2011

Zagubiona

Tego wieczoru zamierzam wcześnie się położyć. Zawsze, kiedy dzień był beznadziejny, odczuwałam potrzebę zakopania się pod kołdrę, w celu odizolowania się od tej szarej rzeczywistości. Sen działał na mnie leczniczo, a już po kilku godzinach widziałam świat w różowych barwach.

Ciekawe, czy obudzę się o kilogram szczuplejsza, gdyż od wczoraj zrezygnowałam z wypicia gorącej czekolady… Marzę o tym by bez większego wysiłku, utrzymać szczypał sylwetkę. Panna idealna – to mogę być ja!

Nie ważne!

Cały czas czekałam na coś nowego, niezwykłego, co odmieni moje życie… Ale niestety, znowu zaczęłam wyraźnie odczuwać, że zmierzam donikąd… To nie jesienna chandra, to coś poważniejszego. Jakaś pustka twórcza, która nie pozwala mi malować. Nie mogę już tworzyć tylko dla siebie, potrzebuję znawców, którzy docenią moje działa.

Na poważnie czuję, że jestem zagubiona w czasie, a moje serce wysycha… To dlatego Matylda wysłała do mnie Oskara. On zawsze wystawiał mi diagnozę i inspirował do malowania kolejnych obrazów.  To właśnie tak spędziłam dzień! Sama w swoim cieplutkim domku u boku wspaniałego przyjaciela od lat.

Patrzyliśmy na siebie poprzez dym i światło świeczki. Pierwszy raz zwróciłam na niego uwagę nie jak na przyjaciela, lecz jak na partnera życiowego, który kiedyś może mieć żonę i dzieci. I czułam, jakby dotykał mnie oczami. A przecież myślałam, że już wszystko we mnie umarło, jak u zombie. Ale Oskar nigdy nie dorośnie. Wieczny chłopiec z innej bajki, żyjący w swoim artystycznym świecie. I czasem przenikała mnie myśl, że on… woli chłopców. Był po prostu taki… inny.

Jednak, uwielbiałam te chwile, gdy siedzieliśmy wieczorami i omawialiśmy dzień, i wszystko, co przyszło nam na myśl. Te rozmowy dawały mi nadzieję i siły na kolejne ciężkie dni, kiedy nie odchodziłam od sztalugi na krok…

A teraz, jak obiecywałam, idę spać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz