Cholernie mi smutno. Muszę to w końcu komuś wyznać. Najlepiej zupełnie obcej osobie. Takiej, która nie może mnie zranić. Padło na Ciebie. Mogę Ci o Tym opowiedzieć?
Niech się dzieje co chce…
***
Zegar wybijał siódmą rano, a ja popijałam malinową herbatkę i od razu wzięłam się do tworzenia. Chciałam namalować tyle niezwykłych obrazów widzianych w wyobraźni. Myślę, że przyśniły mi się dziś wieczorem, albo dopiero nad ranem, gdy byłam pół przytomna po tej wczorajszym specjale z rumem.
Pod względem zdrowotnym, niestety nadal nie czułam się rewelacyjnie. Pozostał katar i koszmarny ból głowy, który bardzo się nasilał. Jednak malowanie przynosiło ukojenie dla zmęczonej duszy i obolałego ciała.
Rozstawiłam sztalugę, farby, pędzle, kubeczki z wodą oraz paletę do mieszania odpowiednich farb. W międzyczasie rozrzuciłam stare gazety, by nie pobrudzić parkietu. Ubrałam się w wyjątkowo brzydkie łachy, znalazłam poszarpaną białą bluzkę, morelowy sweterek i czarne dżinsy, których nigdy nie lubiłam. Związałam włosy w fikuśny kok przypominający ul dla pszczół i leniwie się przeciągnęłam. Zawsze tak robię z rana, gdy mam dużo do roboty, a nic mi się nie chce.
Popołudnie minęło mi niczym metro. Odsypiałam poranek, wczorajszy dzień i kilka godzin na zapas, gdybym znowu miała przeżyć bezsenną noc. Tym razem z powodu chwiejności emocjonalnej.
Teraz siedzę sobie wygodnie w fotelu i relaksuję się przy świeczce zapachowej. Moja dusza po woli oczyszcza się z toksycznej codzienności. Odpływam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz