środa, 5 października 2011

Kuchenne koszmary

Wczorajszy dzień był odskocznią od rzeczywistości…

Nie wiele pamiętam z tamtejszej rozmowy;) ale spokojnie (nie piłam napojów wyskokowych, bo to źle wpływa na cerę). Po prostu wróciłam trochę późno do domu.  Odwiozła mnie Matylda, po tym jak dopiero za setnym razem zdała prawo jazdy…

Dziś czuję się beznadziejnie. Dopadło mnie okropne przeziębienie, mam stan podgorączkowy i wyglądam niezbyt atrakcyjnie. Na domiar złego, jestem niewyspana. To wszystko przez to, że do pierwszej w nocy rysowałam te głupie flamingi dla Oskara, bo robi wystawę dla małej galerii. Mam nadzieję, że mu się spodoba. A z reszką… jemu wszystko się podoba, nawet gdybym narysowała na kartce kropkę długopisem.



Przy okazji, chciałabym rozwiać wszelkie wątpliwości, gdyż wbrew temu co wmawia mi Matylda, nie kocham się w naszym przyjacielu Oskarze. To przecież nierealne. Znam go od bardzo dawna, ma tyle lat ile ma (on powtarza, że jest wiecznym 17-nastolatkiem), więc wykluczam jakiekolwiek zauroczenie jego osobą. Przecież nie mogłabym chodzić z kimś, kto jest dla mnie jak brat i znam go od dnia gdy byliśmy małymi dziećmi…

Oprócz tego strasznego przeziębienia, robię postępy kulinarne.  Po południu przyrządziłam sobie pewien posiłek (o ile sok można nazwać posiłkiem). Nektar jabłkowo - bananowy to prawdziwy napój bogów. Do tego wrzuciłam rozmrożone truskawki i dosłodziłam do smaku. Może nie smakowało rewelacyjnie, jak z stoiska z sokami na mieście, ale i tak było dobre – bo swój produkt trzeba zachwalać. Proste, łatwe i przyjemne w przyrządzaniu…

Niestety, nie rozwinęłam swoich umiejętności kulinarnych (zatrzymałam się na etapie przyrządzania zupek z torebki i odgrzewania w mikrofalówce gotowych dań ze słoiczków)… I chyba tylko malowanie wychodzi mi naprawdę dobrze.

Nie będę gotować, nigdy! Nie umiem przyrządzać składników według smaku, ale według koloru. A to był mój mały sekret! Zachowajcie go dla siebie;)

1 komentarz: