wtorek, 27 września 2011

Nie jestem leniwa!

Dzisiaj czuję się znacznie lepiej...  

Ból głowy się zmniejszyło połowę, a ja mogę powrócić do mojego wizerunku miłej i poukładanej dziewczyny za jaką wszyscy nie znający mnie dobrze uważają. Przyznaję, wczoraj nie byłam sobą. Nie miałam siły udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy moja głowa prawie eksplodowała niczym gorąca lawa. W milczeniu pustych ścian, nie miałam ochoty wstawać z łóżka. „Może zostanę dziś w domu...” to przemknęło mi przez myśl. No tak! Mogłabym wszystko kompletnie olać, ale to znaczyłoby, że resztę tygodnia spędzę wylegując się w łóżku lub oglądając beznadziejne programy w telewizji. Cała ja. Potrafiłam trwonić czas bez wyrzutów sumienia i chyba było mi z tym nawet dobrze. 

Była jeszcze inna opcja, którą praktykowałam od jakiś kilku tygodni i muszę przyznać, że zupełnie mnie to pochłonęło. Właściwie, to nigdy wcześniej nie byłam zwolenniczką spędzania czasu przed komputerem, a sama nie pamiętam, jak to się wszystko zaczęło, że taka forma zaczęła sprawiać mi przyjemność... Wcześniej przesiadywanie przed monitorem, kojarzyło mi się jako przykry obowiązek na lekcjach z informatyki, gdzie zazwyczaj niewiele potrafiłam zrobić. Nie lubiłam tych głupich zadań jak wykonywanie prezentacji, rysowanie w programie Paint, czy tworzenie tabelki z planem lekcji na cały tydzień. Nieistotne czy była to podstawówka, czy gimnazjum, ja nadal nie potrafiłam zrozumieć tego zamiłowania do siedzenia oraz gapienia się w ekran szklanego monitora. Po chuj ja się pytam? A wszyscy patrzeli się na mnie jak na nienormalną, kręcąc oczami i pukając się po głowach, że to niby ja jestem jakaś niedzisiejsza. Z czasem doceniłam dobro Internetu. To stało się zaraz w szkole średniej, kiedy po dwóch miesiącach samodzielnego męczenia się nad pracami domowymi odkryła, że praktycznie wszystkie rozwiązania są na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko je odszukać na odpowiednich stronach. To naprawdę wiele ułatwiło, jednak taka forma spędzania czasu nadal była związana z przykrym obowiązkiem niż kojarzona z tym, o czym mówili wszyscy wokół mnie...


Dokładnie nie pamiętam jak to się wszystko zaczęło. Ta cała miłość do czegoś czego dawniej nie lubiłam. Podejrzewam, że musiał być ten jeden z nudnych wieczorów, kiedy miałam wybierać pomiędzy sprzątaniem pokoju, a zmywaniem obrzydliwych naczyń z dwóch ostatnich dni. Ostateczne zrezygnowałam z tych nieprzyjemności, wmawiając sobie nawracający ból głowy i nieuzasadnione mdłości. Zalogowanie się więc na ulubiony komunikator internetowy Gadu - Gadu, po czym przejrzałam listę znajomych. Nikt nie był 'dostępny', a ja naprawdę potrzebowałam z kimś porozmawiać o wszystkich smutkach, które przechowywałam w zakamarkach duszy. To bez sensu...  Znalazłam jakiś chat, wpisałam wymyślny niepasujący do mnie nick i weszłam do pokoju. To było banalnie proste, a ja wygadałam się zupełnie obcym ludziom, którzy z czasem stali się dla mnie naprawdę bliscy. Chwile wtedy tak szybko mijały, a ja zrobiłam z siebie sama nie wiem kogo. Właściwie, miałam ten komfort bycia kim tylko sobie zamarzę, będąc po drugiej stronie... Z biegiem czasu zrozumiałam, że bywanie na wszelkich chatach to świetna opcja, dla kogoś takiego jak ja. W końcu nie musiałam wychodzić ze swojej jaskini, stroić się i starać się doskonale wyglądać. W dodatku, poznawałam coraz to więcej osób, przy których nie musiałam udawać tego jak się obecnie czuje. Byłam anonimowa i nie obchodziło mnie co sobie o mnie pomyślą, jak mnie odbiorą i czy akurat się ośmieszę. Nie musiałam też zastanawiać się czy moje słowa kogoś zranią, więc pisałam to, co tylko uznałam za stosowneTo był przełom

Wracając jednak do planów na rozpoczynający się dzień, to prezentuje on się następująco: ogarniam makijaż, układam włosy, zarzucam ciuchy i wychodzę... Chodzież mogłabym dać sobie przyzwolenie na zbijanie bąków, ponieważ czu się już taka jakaś dorosła, z racji tego iż zbliżały się moje 18-naste urodziny. I właściwie mogłabym zostać w domu, ale chyba jednak nie mogę zburzyć postanowionego sobie wcześniej planu. Muszę walczyć z tym lenistwem, z tym słomianym zapałem... sama ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz