środa, 28 września 2011

Księżniczka czy papuga?

Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Bezstresowy, wolny od wszelkich zmartwień i niepowodzeń. Ale wcale taki nie był. Słońce szybko zachodziło. Nad miastem zapadał mrok. Patrząc w lustro uświadomiłam sobie, że lekka zmiana wizerunku, znalezienie nowych zainteresowań i oficjalne zakończenie pewnych znajomości z pewnością wyjdzie mi tylko na dobre...

Nie chciałam już być denerwującym dodatkiem do życia innych. Opierzyłam się, urosły mi skrzydełka, stałam się papugą. Pojawiłam się nie na darmo na tej ziemi, przeobraziłam z czasem z niepozornej dziewczęcej poczwary w urokliwego duszka, a nawet elfa. W końcu nie bez powodu, pasowało do mnie wiele bajkowych określeń takich jak mała księżniczka. Uważałam się za śliczną, smukłą i zwinną, o długich nogach oraz drobnym idealnym ciele kobietką. Wyrazista twarz, piękny nos, zielono - niebieskie oczy, idealnie łukowate brwi, gęste, mocne włosy - melanż cech, które przyciągają spojrzenia. Nie raz zauważyłam, jak ludzie zerkają na mnie ukrytkiem, ze zdumieniem, uwagą i przyjemnością. To sprawiało, że coraz częściej myślałam nad tym jak jestem odbierana przez innych. Czasami obcy na ulicy pytali mnie czy nie zechciałabym zostać modelką. Wtedy ogarnie mnie pusty śmiech. - Ja? - dopytywałam z niedowierzaniem oglądając się czy to nie było do kogoś kto stoi obok mnie... Dopytywałam czy oby na pewno chodzi o MNIE i nigdy nie zaprzeczali. Tak więc, miałam już tą pewność, że się nie przesłyszałam, że to co powiedzieli jest skierowane naprawdę do mnie! Tak, to było wyjątkowo zabawne, ponieważ nie postrzegałam się za kogoś aż tak wyjątkowego.

Mijający dzień pamiętam jak przez mgłę. Może gorąca czekolada rozjaśniłaby mi umysł, ale nie mogłam tego sprawdzić na własnej skórze. Nie teraz, nie dziś. Szczególnie, że obsesyjnie dbałam o swoją figurę, a każda kropla tego napoju mogła popsuć to, na co pracowałam przez cały tydzień katując się na zajęciach z aerobiku... Fakt, natura nie obdarzyła mnie krągłościami, ale nie chciałam stać się pulchną panną, nie mieszczącą się w rozmiar S. To byłaby tragedia, a ja popadłabym w depresję. I co z tego, że najczęściej wybierałam ciuchy z półek przeznaczonych dla wyjątkowo kościstych XS, to nie zmieniało faktu, iż nie wyglądałam na to XS, a solidne S. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz